Najbardziej boję się tego, że kiedyś na świecie zabraknie gliny.
Wtedy nie będę mogła lepić. A lepienie to jedna z tych rzeczy w moim życiu, które kocham najbardziej. Kiedy lepię, świat zewnętrzny przestaje dla mnie istnieć. Zapominam o wszystkich złych rzeczach. Oddaję się w pełni temu, co robię. To tak, jakbym była w transie.
Miłość do gliny pojawiła się, kiedy odwiedziłam pracownię ceramiczną w Dreźnie w 2017 r. Siedział tam starszy pan, tocząc coś na kole garncarskim. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Czas się zatrzymał, a ja patrzyłam na niego jak zaczarowana. Pomyślałam, że tworzenie ceramiki ma w sobie coś magicznego – nadaje się realny kształt wizji, którą ma się w głowie. Tworzy się coś od podstaw, własnymi rękoma. Wtedy stwierdziłam, że chciałabym spróbować i nauczyć się takiej magii.
Zapisałam się na warsztaty ceramiczne i zakochałam się w glinie od pierwszego wejrzenia. Każde spotkanie z nią przenosiło mnie w inny wymiar. I tak zostało do tej pory.
Tworzenie ceramiki daje mi szczęście, bo robię w swoim życiu coś, co daje mi satysfakcję, spełnienie i możliwość artystycznego wyrazu. A dodatkowo, robiąc to, co kocham, daję innym chociaż trochę piękna.